niedziela, 30 sierpnia 2015

Mama z pasją, czyli o tym, że rezygnacja z marzeń to zbrodnia na własnym szczęściu.

Dzieci i pasje. Pieluchy i wyzwania. Odpowiedzialność i marzenia. Jak to połączyć? Czy wspólny mianownik dla takich skrajności jest jeszcze możliwy? A może zawsze był…

foto Jacek Heliasz, na zdjęciu Paulina Rafalik


Minęły już czasy, kiedy macierzyństwo zamykało kobiety w domu odbierając szanse na zrobienie kariery czy realizowanie odważnych pasji. Dziś to raczej my same budujemy sobie mury, żeby usprawiedliwić brak działania i własne decyzje – zwłaszcza te, z których po latach nie do końca jesteśmy dumne. Owszem, nie każda życiowa ścieżka jest usłana różami… bez kolców. Bardzo często jednak najlepsze rozwiązania zdarzają się właśnie tym, którzy skupiają się na możliwościach, a nie na ograniczeniach.

Poświęcanie się
Mawia się, że kobiety mają tendencję do poświęcania się, albo że czują się potrzebne do momentu, kiedy mają komu robić kanapki. Jedno i drugie pachnie dramatem. Może się bowiem okazać, że nic nie jest na zawsze. Cytując Jacka Walkiewicza, z poświęcaniem się jest tak jak z jajecznicą na boczku: kura się zaangażowała, a świnia się poświęciła… Dlatego nie warto rezygnować z siebie, z tego co przynosi satysfakcję, pozwala zresetować się po codziennym galopie i nabrać sił do podbijania świata. Za kilka lat, kiedy dzieci dorosną i odejdą w swoją drogę, to właśnie pasja będzie tym, co zostaje i sprawia, że każdy dzień nadal smakuje wyjątkowo.

Z drugiej strony pasja to obowiązek wobec dzieci. Nie wychowujemy ich dla siebie, ale dla świata. Mały człowiek nie nauczy się szczęścia patrząc na mamę ciągle zatroskaną o wszystko i rezygnującą z siebie, odkładającą swoje marzenia na koniec. Obowiązków nigdy nam nie zabraknie. Deficyt w tej dziedzinie raczej się nie zdarzy. Czas na to, co buduje naszą osobistą satysfakcję, trzeba sobie wynegocjować… z samą sobą, z tym, co muszę, co powinnam, a co po prostu chciałabym. Emerytura nie zabiera wszystkiego, ale z pewnością nie przychodzi z ponowną ofertą tego, co życie oferowało wcześniej.

„Jak można narażać się mając małe dziecko…”
Kiedy po raz pierwszy prezentowałam Paulinę Rafalik jako bohaterkę „Spotkań Pasją” na portalu społecznościowym, w komentarzach wykipiało oburzenie jednego z obserwatorów. Kobieta w stroju skoczka, ze spadochronem na plecach, przytulająca kilkutygodniowe dziecko tuż przed wejściem do samolotu. To zdjęcie dla mnie osobiście zagrało na emocjach, ale tych pozytywnych. Zobaczyłam w nim niezwykłe połączenie siły i kruchości, marzeń i odpowiedzialności, ale też odwagi brania z życia pełnymi garściami i nierezygnowania z siebie. Na wszystko jest w życiu miejsce i czas. Tymczasem w komentarzach przeczytałam o niebezpieczeństwie i nieodpowiedzialności. Rozumiem, że taki punkt widzenia wynika po części ze strachu, po części z troski, ale przecież każdy z nas ma prawo spełniać swoje marzenia na własną odpowiedzialność. Dzieci są tylko wymówką, którą często dla własnej wygody uparcie pielęgnujemy. A gdyby tak spojrzeć inaczej i powiedzieć sobie, że moja pasja może sprawić, że moje dzieci będą dumne ze swojej mamy?

 Okiem przyszłej mamy
Temat jest dla mnie osobiście coraz bliższy, bo już niebawem sama będę mamą. Zastanawiam się na ile ten mały skarb zmieni moje własne podejście do lotnictwa. Ile odwagi zaszczepiły we mnie moje ukochane akrobacje szybowcowe i ile jej zostanie do kontynuowania tej przygody z chwilą przyjścia na świat malucha. Dziś, mimo chwilowego „uziemienia”, tęsknię za lataniem, dlatego bywam często na lotnisku. Nie umiałabym zrezygnować z tego, co kocham, bo wtedy potraktowałabym moje dziecko jako niewygodną przeszkodę, a przecież to nie prawda. Nie dziwię się zatem Paulinie i żadnej innej matce, która dzieli się ze swoim dzieckiem tym, co dla niej najważniejsze, zaszczepiając od początku chęć walki o marzenia w małej główce. Dzieciom można tłumaczyć zasady, reguły i prawa rządzące światem, ale i tak najcenniejsze wnioski wyciągną patrząc na to, co robimy i na to, na ile nasze słowa pokrywają się z działaniami. Coraz bardziej też rozumiem, że odpowiedzialność za małego człowieka jest dla mnie samej dodatkową polisą ubezpieczeniową. Bowiem człowiek mający taką świadomość smakuje życie i delektuje się nim, ale nie naraża się niepotrzebnie.

Z perspektywy 80-latka…
W sprawach wyzwań podjętych i tych, z których zrezygnowaliśmy zbyt wcześnie, zazwyczaj pytam starszych ludzi. Najczęściej tych, których cyfra w metryce świadczy już o dużej mądrości życiowej i doświadczeniu, a błysk w oku o przygodzie, której nie przespali za życia i o której chętnie opowiadają najmłodszym. Pamiętam jak z zapartym tchem słuchałam opowieści dziadka o skokach spadochronowych w wojsku. Dziś wracam myślami do tych barwnych opowieści i mam nadzieję, że również moje wnuki po latach zobaczą we mnie kogoś, kto wiedział, jak smakuje życie w zachwycie. Ale przede wszystkim będą widzieć we mnie osobę zadowoloną z życia i taką, która nie ucieka od marzeń w tanie wymówki. Te wymówki, które jak drzazga w oku nie pozwalają patrzeć na sukcesy innych odnoszone w dziedzinach, w których sami skapitulowaliśmy. Ja nie wywieszam białej flagi na moich marzeniach. I nie sprzedam ich za pozorny spokój podszyty cichym żalem, że jednak mogło być inaczej.

Podsumowując, może nie warto poddawać się na starcie… Nikt nie każe nam zdobywać medali, startować w mistrzostwach świata, zdobywać Mount Everest i poświęcać wszystko w imię pasji, ale warto je mieć. Choćby po to, żeby nasze dzieci kiedyś pomyślały, że fajnie mieć taką mamę… 


foto Jacek Heliasz, na zdjęciu Karolina Wiśniewska

artykuł dostępny również w magazynie Dolce Vita

4 komentarze:

  1. Moja 7letnia córka zapytana kiedyś: czy nie wolałabyś takiej normalnej mamy takiej zawsze w domu takiej z obiadem i zaprowadzającej do szkoły? odpowiedziała z powagą w głosie: byłabyś taka nudna. I taka jak inne mamy marudna..... Mi to wystarczy

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja 7letnia córka zapytana kiedyś: czy nie wolałabyś takiej normalnej mamy takiej zawsze w domu takiej z obiadem i zaprowadzającej do szkoły? odpowiedziała z powagą w głosie: byłabyś taka nudna. I taka jak inne mamy marudna..... Mi to wystarczy

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo tylko szczęśliwa mama może pokazać dziecku czym jest szczęście i zarazić nim pociechę ;) Gratuluję ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.

    OdpowiedzUsuń