niedziela, 25 sierpnia 2013

Nie sposób powstrzymać zdeterminowanej kobiety, ani idei, na którą przyszedł czas...


Dziś mija rok odkąd zapadła decyzja o tym, że „Spotkania z Pasją” jednak ujrzą światło dzienne. Pytacie mnie często skąd wziął się sam pomysł, a zatem…
„Spotkania z Pasją” to projekt, który długo kiełkował w mojej głowie. Powstał jakieś 4-5 lat temu. Jednak historie pomysłów upartych perfekcjonistek mają to do siebie, że projekt powstaje, ląduje w szufladzie, bo jak zawsze okazuje się za mało perfekcyjny dla autorki, po czym zostaje w tej szufladzie latami. Mój też poleżał sobie długo. Nie chcę przez to powiedzieć, że to był stracony czas, bo odkryłam wtedy moje życiowe pasje, być może też właśnie wtedy zrozumiałam, bez czego w życiu się nie obędę i z czego nie umiem i nie chcę zrezygnować.


Po tych kilku latach, z okazji okrągłych urodzin, postanowiłam spełnić jedno z większych marzeń. Marzenie nie byle jakie, bo chodziło o lot szybowcem nad oceanem i to ze mną w roli pilota. Plan zrealizowałam i, wbrew pozorom, to nie ten lot był dla mnie motywacją do sięgnięcia do wspomnianej szuflady, ale to, co stało się potem. Otóż, kiedy już „otrzeźwiałam” po oglądaniu tych zapierających dech widoków, siedząc na lotnisku i rozmawiając z pilotami, zaczęłam użalać się nad marnością moich decyzji i żałować, że coś tak pięknego jak szybownictwo odkryłam tak późno.  W odpowiedzi jeden z pilotów postanowił mi kogoś przedstawić. Chwilę później poznałam najstarszego pilota w tamtejszym aeroklubie. 75 lat w metryce, własny szybowiec i tego dnia podniebna wycieczka na trasie ponad 400 km, do tego uśmiech dokoła głowy i uśmiechając się uroczo opowiedział mi jak to odkrył lotnictwo w wieku… 60 lat! Nie miałam więcej pytań… Poczułam się wtedy tak, jak gdybym dostała kolejne 30 lat życia w prezencie i postanowiłam, że nie zmarnuję ani jednego dnia z tych, które są przede mną.



Potem powrót do domu i przyszło mi stanąć twarzą w twarz z kolejnym marzeniem. Wiecie zapewne jak to jest, kiedy ktoś zasmakuje jednej dziedziny i zakocha się w czymś po uszy. Wtedy wszystkie plany oscylują gdzieś wokół tego samego tematu. Zgodnie z tą zasadą marzył mi się lot w kokpicie samolotu pasażerskiego. Przekonana, że to marzenie rangi tych, o których mówi się, że są nierealne, nawet nie przyszło mi do głowy, żeby jednak zapytać, bo a nóż, widelec… Na szczęście nie leciałam sama i również na szczęście moje marudzenie spotkało się ze stanowczym stwierdzeniem: „nie zabiją, nie zamordują, nie pogryzą, najwyżej powiedzą NIE – co Ci szkodzi zapytać?”. Zabrakło mi argumentu, więc zapytałam, właściwie nie licząc na cuda. Efekt? To był mój pierwszy lot „na gapę” – niemalże całą podróż spędziłam w kokpicie z pilotami. Od tamtej pory to nie jedyna taka podróż „na gapę”…


Po powrocie sięgnęłam do szuflady i wyjęłam projekt „Spotkań z Pasją”. Zaczęłam go realizować mimo, że nigdy nie był perfekcyjny i teraz myślę sobie, że taki może się stać tylko dzięki Wam…
Z ubiegłorocznych wakacji przywiozłam rewelacyjne wspomnienia, ale też odwagę realizowania pasji i niezapomniany smak spełnionych marzeń. Bezcenne! Nie piszę tego po to, żeby Wam zaimponować, tylko po to, żeby Wam powiedzieć, że wszystko jest w życiu możliwe, o ile macie w sobie dosyć uporu, entuzjazmu i odrobinę szaleństwa, które pozwoli uwierzyć, że to, co z pozoru niemożliwe, też czasem się spełnia.

Życzę Wam, abyście poznali ten smak spełnionych marzeń i delektowali się nim jak najczęściej. A przede wszystkim życzę Wam, abyście mieli wokół siebie ludzi, którzy w chwili, gdy pomyślicie, że coś jest nierealne, nie sprowadzą Was na ziemię, ale dodadzą skrzydeł…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz