Według Helen Keller
życie jest przygodą dla odważnych, albo niczym.
Jedno albo drugie. Białe albo czarne. Ale czy na pewno szczęście to
wybór zero-jedynkowy, bez kolorów pośrednich? Być może nie do końca. Wszystko
zależy od tego jak wiele chcemy od życia. Pewne jest natomiast, że nie warto
walczyć z marzeniami, bo można tylko przegrać. Owszem, lęk przed nieznanym każe
pozostać w zastanej rzeczywistości, ale przychodzi czas, gdy codzienność nie
tylko nie wystarcza, a wręcz zaczyna uwierać. Może zatem warto skusić los i
sięgnąć po złoto?
Szczęście zdaje się być produktem
szytym na miarę i każdy ma niejako swoją własną taktykę na jego zdobywanie.
Jedni lubią zaszaleć, inni będą działać bardziej ostrożnie i zachowawczo,
zależnie od rozmiaru i skali tego, co im się przyśniło i zapachniało
spełnieniem. Zawsze jednak to własne marzenia smakują najlepiej, a to, ile
odwagi potrzeba do ich realizacji, pozostaje zawsze sprawą indywidualną. Każdy
bowiem na inne zapotrzebowanie na życiowe fajerwerki. Moje okazały się całkiem
pokaźne…
Strach
– pomaga czy szkodzi?
Razem z lotnictwem odkryłam, że
kobiecość miesza się we mnie ze sporym zapotrzebowaniem na adrenalinę. Pasowało
mi to. Na kursie szybowcowym byłam jedyną kobietą. Czy bałam się bardziej niż
koledzy? Nie wiem. Ale były chwile, kiedy bałam się bardzo, zwłaszcza kiedy
wiał silny wiatr i Matka Natura na lotnisku chciała twardzieli. Nie czułam się
dobrze w tej roli. Były momenty, kiedy widząc naprężającą się linę przy starcie
za wyciągarką miałam ochotę ją wyczepić i zwiać gdzie pieprz rośnie, najlepiej
daleko, żeby nikt nie wiedział, nie pytał. Kilkadziesiąt sekund później już nie
żałowałam, że tej liny nie wyczepiłam. Granica strachu przesuwała się, można by
rzec, niebotycznie… zupełnie jak w
powiedzeniu: „strach zapukał do drzwi, otworzyła mu odwaga i nikogo nie
ujrzała”. Ale pewnego dnia poszłam do mojego instruktora i po prostu
powiedziałam, że się boję, a to powoduje, że nie jestem pewna czy nadaję się na
pilota. Instruktor powiedział, że jeśli kiedykolwiek przyjdę do niego i powiem,
że się nie boję, to zabroni mi latać. Ta odpowiedź wyleczyła mnie ze strachu
przed… samym strachem. Od tamtej pory traktuję go jak sojusznika i dodatkową
polisą ubezpieczeniową, bo dopóki się boisz – zachowujesz czujność.
Sięgaj
po złoto…
Na jednym ze „Spotkań z Pasją” Natalia
Kowalska, która była jego gościem, powiedziała, że marzenia mają być odważne i
mają przerażać, bo dopiero wtedy są warte spełnienia. Po tych słowach na sali
zapadła wymowna cisza. W ustach kobiety zasiadającej za sterami Formuły 2
zabrzmiało to jak usprawiedliwienie strachu i zachęta do sięgania po marzenia
zachłannie i odważnie, nigdy ostrożnie. Okazuje się bowiem, że sekret mistrzów
to sięgać wysoko, nastawiać się na mistrzostwo i nie godzić się na nic
mniejszego. Życie najlepiej smakuje wtedy, kiedy każdego dnia sięgamy po złoto,
nie po brąz, a już na pewno nie po to, co poza podium.
To, co najlepsze w życiu, mieści się
po drugiej stronie strachu – o pół kroku dalej niż on sam. Nie łatwo się tam
sięga, ale warto, bo potem przychodzi satysfakcja przekraczania własnych
granic, która motywuje do kolejnych wyzwań. Trzeba też pamiętać, że ludzie będą
chętnie ustawiać się w roli doradców. Ich rady, zapewne podszyte lękiem i być
może własnymi niespełnionymi planami, nie zawsze będą nam przystawać. Ludzie
lubią mieć rację, sami namawiają żeby czegoś nie robić, bo jest to
usprawiedliwieniem tego, dlaczego sami tego nie zrobili. Radziłabym ich słuchać
uważnie i z szacunkiem, ale decyzję podejmować samodzielnie i w zgodzie z
własnym sercem.
Czy
żyję tak, bo lubię, czy tylko brak mi odwagi?
Pół biedy jeśli to pierwsze. O zgrozo
– jeśli drugie. Odwagą być może największą jest zrobić coś, na co absolutnie
nie jesteśmy gotowi, skusić los, podjąć ryzyko i sprawdzić czy było warto.
Emerytura nie wszystko zabiera, ale na pewno nie przychodzi z ponowną ofertą
tego, co życie proponowało wcześniej... Moja babcia, patrząc na (jak sama
mawia) „wyczyny i fanaberie” moje i moich znajomych powtarza zawsze, że trzeba
od życia brać tyle, żeby radość kipiała uszami i zawsze dodaje, że gdyby dziś
była w moim wieku, to dopiero teraz wiedziałaby jak żyć. Może nie każdemu
pisany jest Mount Everest. Zapewne nie wszyscy zechcą spróbować rajdów
długodystansowych na pustyniach. Ale pewne jest, że kiedyś się zestarzejemy i
oprócz tego kto będzie wtedy obok nas, ważne jest co będziemy mogli wspominać i
na co patrzeć z uśmiechem w oczach.
Wiara w
to, że coś jest niemożliwe chroni góry przed przenoszeniem. Słynna wymówka pod
tytułem "nie da się" jest powodem wielu żałosnych historii klęsk,
porażek i niespełnionych marzeń zakończonych równie żałosnym "i tak
wiedziałem, że się nie uda". Kiedy zawodnik wychodzi na boisko bez wiary w
wygraną, porażka jest jak słony napiwek doliczony do tego rachunku. Sukces nie
przychodzi sam po zapachu zupy pomidorowej. Żeby życie cieszyło trzeba po ten
sukces wspiąć się wysoko, zawalczyć i podjąć ryzyko. Bez tego każda droga
zaprowadzi nie na Mount Everest a zwyczajnie w krzaki...
Lekarstwo
na strach? Działać!
Ryzyko wkalkulowane jest w realizację
marzeń, tak samo jak obawa, że się nie uda. Lekarstwem na jedno i drugie jest
zrobienie czegoś, ... czegokolwiek. Potem większego czegokolwiek, które zbliża
do celu, choć odrobinę, chociaż o krok, a z każdym krokiem jest o jeden krok
mniej, o jeden bliżej. Nie wykupisz ubezpieczenia od niespełnionych marzeń.
Branie życia w swoje ręce to twoja odpowiedzialność. Tylko twoja... To też
obowiązek wobec dzieci. Bardzo łatwo znaleźć sobie wygodną wymówkę: praca,
dzieci, partner, itp. Ale jeśli uwiesimy się na jednej z nich, to za lat kilka
dramat murowany. Może się bowiem okazać, że nic nie jest na zawsze, a
umiejętność sięgania po to, co w duszy gra bywa zbawienna.
Nie chodzi bowiem o to, aby „zagęścić
życie przed śmiercią” robiąc tysiąc rzeczy jednocześnie, ale o to, by z tego
tysiąca wybrać jedną, przy której pozostałe 999 przestaną mieć znaczenie. Nie
można także ciągle tylko przygotowywać się do życia, trzeba raczej być gotowym,
by żyć… Prawdziwa odwaga to zrobić coś, na co absolutnie nie jesteśmy gotowi… I
jeśli nigdy nie zdobędziemy się na to, co trudne, to przyjdzie taki moment
kiedy świat wykopie w wygodnego fotela nie pytając czy jesteśmy gotowi. Nie
odkładajcie zatem życia na potem, na od poniedziałku, na po urlopie, na nowy
rok, na "święte nigdy". Bierzcie z niego pełnymi garściami, odważnie,
zachłannie i smakujcie każdy moment. Koniec końców i tak będziemy mieć tylko
tyle, po ile sami odważyliśmy się sięgnąć... A jeśli zdarzy się nie sięgnąć
wymarzonego szczytu, to przecież świat się nie zawali, przyjaciele nie odejdą a
pies nie zdechnie. A zatem… bój się i rób co zamierzasz!
|
foto S. Kozik |